Historia sprzed kilku lat: jako nastolatka należałam do grupy apostolskiej przy kościele oddalonym jakieś 3 km od mojego domu. Robiliśmy ze znajomymi spektakl o życiu św. s Faustyny, w którym grałam główną rolę. Po jednej z prób ksiądz, który był opiekunem naszej grupy poprosił mnie na bok, żeby ustalić jeszcze parę szczegółów związanych z premierą. Gdy skonczylismy ku mojemu zaskoczeniu nikogo już nie było, więc poszłam się przebrać. Niestety zamiast moich rzeczy ( ubrania, portfel, telefon) zobaczyłam tylko butelkę wody i karteczke z napisem. ""Twoje rzeczy czekają na ciebie w domu, szerokiej drogi""szybko pobieglam do księdza żeby mnie odwiózł, ale on też już w tym czasie zdąrzył się ulotnić. Nie pozostało mi nic innego jak wrócić do domu na pieszo, tak jak stałam. Tym sposobem pokonałam pół krakowa ubrana w habit i z czarnym welonem na głowie. Dużo ludzi, szczególnie turystów zatrzymywalo mnie z pytaniem czy mogą sobie zrobić ze mną zdjęcie, bo pierwszy raz taką młodziutka zakonnice widzieli... troche ludzi mnie ""pożałowało""że mnie szkoda do zakonu etc. w końcu dobrnełam do domu zmęczona i zdenerwowana całą tą sytuacją. Weszłam do swojego pokoju gdzie czekali na mnie znajomi z grupy z ksiedzem na czele trzymający wielki transparent z napisem ""PRIMA APRILIS""no tak... zapomniałam. YAFUD